Nie wiem co się ze mna dzieje...powinnam się cieszyć tym, że się zakochałam i to chyba pierwszy raz z wzajemnoscią, ale ...coś mi nie wychodzi.iele razy czytałam rózne ksiazki o głupich-jak wtedy uwrzałam dziewczynach które sobie wszystko niszczą swoim zachowaniem, a teraz...ktoś patrzc z boku mógł by tak samo pomyśleć o mnie...Jeju jak mi w tej szkole jest źle, tak ciasno, duszno.W niedzielę wieczoram było tak wspaniale:"nasze drogi skrzyżowały sie ponownie", "ja tesh cie lubie"...mysle ze tym razem zakochałam sie w czlowieku a nie w pomniku stojacym na cokole jak jakis bóg...jeja jak chciała bym mu to wszystko powiedizec, ale wiem ze nie mogę... nie mogę...nawet jeśli coś by było( w co watpie, sam stwierdził ze za młoda jestem) to i tak była bym tylko pocieszeniem po Ricie, bo nigdyn nie bede pierwsza i tą jedyną, zawsze to bedzie Rita...:(((.Tak szczerze mówiąc to siądze ze była bym lepszą przyjaciółką-dziewczyną niż Rita. Nie potrafiłabym traktować chłopaków w ten sposób co ona.Nie wiem, moze dlatego ze dla mnie chlopak, mój wlasny prywatny chlopak bylby czymś wyjątkowym o co trzeba dbać i bez przerwy zabiegać.Myślę ze...poprostu bym go uczciwie KOCHAŁA...Nie wiem, z jednej strony chciała bum żeby ON to przeczytał- nie wiem może dałoby mu to do myslenia-ale gdybym była dla nigo tylko, czy aż koleżanką to pewnie pomyslałby, ze ja jakaś napalona i zdsperowana jestem.Mam nadzieję tylko ze tym razem udało mi sie odpowiednio zakochać...
Myslę nad zakończeniem, ale tak własciwie to wszystko sie dopiero zaczyna...